3 mity na temat pracy domowej

Obowiązkowa praca domowa ma wielu zwolenników. Ale coraz częściej część rodziców i nauczycieli opowiada się przeciwko niej. Kto ma rację? Zapewne nie da się tego stwierdzić z całkowitą pewnością. Jednak w świetle nowych badań na temat mózgu, prowadzonych np. przez niemieckiego neurobiologa Gerarda Huthera, coraz bardziej widoczne staje się, że najczęstsze argumenty zwolenników zadawania obowiązkowej pracy domowej bardzo łatwo jest podważyć.
Mit 1: Praca domowa jest potrzebna, bo im częściej się coś powtarza, tym lepiej się zapamiętuje
Powszechnie uważa się, że im częściej coś powtarzamy, tym łatwiej to zapamiętać. Łatwiej też później z tej wiedzy skorzystać, kiedy rzeczywiście zajdzie taka potrzeba. Jednak aby to twierdzenie było prawdziwe, musi zaistnieć jeden bardzo ważny czynnik – zainteresowanie. Według wielu naukowców zajmujących się tym tematem (np. wspomniany już Gerard Huther) ludzki mózg uczy się tylko wtedy, kiedy uważa coś za ciekawe lub potrzebne1. Czyli: żeby praca domowa mogła pomóc w nauce, musi być dla dziecka ciekawa. Jeśli nie jest, to nieważne, czy to samo zdanie przepisze 1 raz, czy 10 razy, jego uwaga i tak będzie skupiona na czymś innym. Na przykład na tym, że czuje się nieszczęśliwe, bo musi siedzieć i pisać, albo na tym, co dostanie, kiedy uda mu się skończyć. A to wcale nie spowoduje, że lepiej zapamięta materiał.
Mit 2: Praca domowa pomaga dziecku przypomnieć sobie to, czego się nauczyło i być lepiej przygotowanym do następnej lekcji
To jest prawda. Dziecko, które powtórzyło temat w domu, będzie na następnej lekcji prawdopodobnie pamiętać więcej, niż gdyby tego nie zrobiło. Zatem dlaczego piszemy tutaj o micie? Ponieważ nauczyciel tak naprawdę nie ma wpływu na to, który uczeń powtórzy, a który nie. Którego rodzice dopilnują i wyjaśnią ewentualne wątpliwości, którego wyślą na korepetycje, a który zostanie bez pomocy. Którego temat i forma pracy domowej zainteresuje, a który stwierdzi, że to totalna nuda i nie ma nawet sensu się nad tym zastanawiać.
W konsekwencji na kolejną lekcję przychodzą dzieci dobrze przygotowane, ale przychodzą też takie, które jeszcze nie do końca wszystko rozumieją. Nauczyciel staje wtedy przed bardzo trudnym zadaniem – dopasowania lekcji do potrzeb dwóch całkowicie różnych grup. Oczywiście można twierdzić, że trzeba tak uczyć, żeby dopasować lekcję do potrzeb każdego ucznia z osobna, jednak w realiach dzisiejszej szkoły jest to bardzo trudne do osiągnięcia, o ile w ogóle możliwe. (Może dlatego, że o ile nauka ma być w założeniach zindywidualizowana, to testy i egzaminy są dla wszystkich takie same).
Dlatego praca domowa pomaga być lepiej przygotowanym, ale tylko części uczniów, powodując tym samym większe różnice w stanie wiedzy dzieci. W obecnym systemie edukacji działa to na niekorzyść wszystkich.
Mit 3: Dzieci i tak nie mają nic do roboty, więc pięć minut na zrobienie zadania to nic strasznego
Wielu nauczycieli i rodziców myśli w ten właśnie sposób: „Co te dzieci mają dzisiaj do roboty? Nic przecież. W domu nie pomagają, w polu nie pomagają, do pracy nie chodzą. To niech się chociaż za naukę wezmą”.
Pewnie. Może nam się wydawać, że po przyjściu ze szkoły dzieci nie robią już nic. Siedzą przed telewizorem czy komputerem. Same z siebie nie wykazują żadnych zainteresowań. Więc my dorośli musimy im jakoś zagospodarować czas. Niech przynajmniej robią coś pożytecznego, czegoś się nauczą. Nie zastanawiamy się tylko nad tym, że pasje i zainteresowania pochodzą z wnętrza dziecka. To ten młody człowiek musi znaleźć temat, który go wciągnie. A nie zrobi tego, jeśli nie będzie miał czasu i siły na własne poszukiwania.
Czasu niestety nie ma zbyt wiele, bo najpierw szkoła, potem dodatkowy angielski, basen i kółko plastyczne. Trzeba się wszechstronnie rozwijać. A nawet jeśli tych zajęć nie ma aż tak dużo, to po siedmiu lekcjach w szkole, dodajmy – siedmiu lekcjach, podczas których musi wypełniać oczekiwania nauczyciela, często wbrew jego własnym predyspozycjom i możliwościom, zwyczajnie potrzebuje trochę czasu, żeby odpocząć i odreagować. Ponudzić się, bez wmuszania mu kolejnej formy edukacji i rozwoju. Tak samo zresztą jak każdy dorosły.
W dodatku, bardzo często mówiąc o tym, że praca domowa nie wymaga przecież aż tak wiele czasu, zapominamy, że to „jedno krótkie zadanko” trzeba odrobić z trzech czy czterech przedmiotów. Bo przecież nauczyciele nie ustalają między sobą, kto i kiedy zadaje. Powszechna jest teoria, że przecież dzieci i tak nie mają co robić, więc dla ich dobra coś tam zawsze wypadałoby zadać. W konsekwencji ambitne dzieci ambitnych rodziców spędzają cały wieczór na nauce rzeczy, które często ich nie interesują. A nieambitne dzieci, których rodzice nie kontrolują i tak nie robią nic.
1 Gerald Huther, Kim jesteśmy – a kim moglibyśmy być, Dobra Literatura, Słupsk 2015, ISBN: 978-83-64184-19-2
Żadna część jak i całość artykułów oraz materiałów publikowanych na stronach portalu Smart Start nie może być powielana, przetwarzana i rozpowszechniana w jakikolwiek sposób bez wcześniejszej zgody Wydawcy.
Jakiekolwiek wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Wydawcy jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Świetny artykuł. Dodałabym jeszcze, że bywa, iż temat zadania jest tak niezrozumiały, że i tak muszą pomóc rodzice – czasem – tworząc telekonferencje na temat ćwiczenia z matmy :), co już jest zupełnie absurdalne. Skoro dzieci sobie nie radzą, to albo źle przeprowadzono lekcje, albo podręcznik jest kiepski. Generalnie praca domowa może być przerzuceniem części odpowiedzialności za wyniki nauczania z nauczycieli na dom. Hm…
Niezwykle ważny temat – bo niestety, o pani, która ma uczyć nasze dziecko – przyszłego pierwszaka, słyszałam, że już pierwszego dnia – czyli 1 września – zadaje pracę domową, a później nierzadko parę godzin trzeba poświęcić na wykonanie zadanych ćwiczeń, projektów…
Co gorsza – praca domowa staje się też polem rywalizacji: kto zrobił lepiej? Kto napisał dłuższe wypracowanie? – tak jakby długość była sama w sobie wartością… Niejednokrotnie „zaprzęga” się do wykonywania domowych zadań całą rodzinę, zatem korzyści dla samego ucznia są jeszcze bardziej problematyczne… Co więcej – uczy się nieuczciwości, sami uczniowie uciekają się też do takich metod, bo ściąganie wydaje się być lepszą opcją niż niekończące się gderanie rodziców z powodu złej oceny. Błędne koło – ale jak czytamy – jest z niego wyjście!
Zresztą – piątki od góry do dołu na świadectwie (czy współcześnie rzecz ujmując – szóstki;)), to nie gwarancja sukcesu życiowego. Pasja z dzieciństwa i większe skupienie się na tym temacie, przedmiocie, który dziecko interesuje może dać o wiele lepsze efekty.
Pewni nauczyciele zatrzymali się w swoim rozwoju, a pracę traktują jak rutyna. Czasy się zmieniły i zamiast nudnych zadań można zaproponować uczniom np. obejrzenie filmu na YouTube. Brak nauczycieli z pasją i łaknących więcej to największy problem całej polskiej edukacji. Raport wart przedstawienia na radzie pedagogicznej.