Dobre relacje z pieniędzmi

Wywiad z Ewą Tyralik

Rozmowa z Ewą Tyralik – trenerką rozwoju osobistego, specjalistką ds. komunikacji i wizerunku, szefową portalu Dojrzewalnia.pl oraz współtwórczynią jestembogata.pl

Redakcja: W swoich wpisach często porusza Pani temat bogactwa i stereotypów z nim związanych. Co to właściwie znaczy być bogatym? Czy konieczne jest do tego posiadanie przynajmniej sześciu zer na koncie?

Ewa Tyralik: Myślę, że posiadanie przynajmniej sześciu zer na koncie jest bardzo przyjemnym stanem. Natomiast jestem głęboko przekonana, że do tego, by czuć się bogatym, te sześć zer nie jest aż tak bardzo konieczne. Znam osoby, które finansowo, pod względem zer na koncie, są bardzo dobrze „ustawione”, a zdarza mi się słyszeć w rozmowie, że np. dla nich największą wartością jest czas i czułyby się bogate, gdyby miały go więcej. Znam też osoby, które nie mają pieniędzy, a mówią o sobie: „Jestem bogata, bo np. robię to, co kocham”. Nie mają pieniędzy – to jest takie względne określenie, czyli nie mają sześciu zer na koncie, ale mają wystarczające pieniądze na to, by zabezpieczyć swoje podstawowe potrzeby i to, na czym im zależy.
Wyobrażam sobie, że bycie bogatym to nie tylko posiadanie pieniędzy (oczywiście fajnie jest, jak temu towarzyszą pieniądze, zwłaszcza, jeśli wiemy, po co są nam potrzebne i na co chcemy je wydać), ale przede wszystkim to stan umysłu.

R: Po co właściwie warto być bogatym?

ET: Warto być bogatym, dlatego że to takie fajne miejsce, w którym czujemy się docenieni i w którym następuje sprzężenie zwrotne ze światem, tzn.: to, co wnosimy do świata, świat docenia, chce za to zapłacić i nam zwraca. Dla mnie osobiście jest to dobre miejsce, w którym widzę, że ludzie chcą się dzielić. Kilka lat temu bardzo poruszyła mnie pewna informacja: kilkudziesięciu amerykańskich biznesmenów, najbogatszych ludzi Ameryki i świata, podpisało publiczne zobowiązanie, że podzielą się swoim majątkiem na rzecz dobra społecznego. Dzięki temu wiele osób, które w Stanach były w potrzebie, wiele fundacji oraz różne projekty, które potrzebują finansowania, dostało i dostaje nieustająco duży zastrzyk gotówki. Myślę, że jest to możliwe dopiero wtedy, kiedy naprawdę czujemy, że mamy. Trochę tak, jak z dziećmi: chętniej dzielą się zabawkami w momencie, kiedy najpierw daliśmy im prawo do tego, żeby coś było ich.

R: Czyli pieniądze nie są najważniejsze w byciu bogatym, a więc jaki stosunek powinniśmy mieć do pieniędzy?

ET: Przede wszystkim trzeba mieć dobrą relację z pieniędzmi. Pieniądze nie są najważniejsze w tym sensie, że nie są jedynym czynnikiem, który sprawia, że czujemy się bogaci. Oczywiście bardzo ułatwiają życie, pomagają spełniać różne potrzeby i są w naszym życiu bardzo obecne. Jeżeli mamy z nimi dobrą relację, nie obciążoną różnego rodzaju stereotypami, to jest nam po prostu łatwiej i przyjemniej żyć.

R: W swoich wypowiedziach często podkreśla Pani, że pieniądze, choć nie najważniejsze, są ważne. Jak wprowadzić dziecko w świat pieniędzy, jak zaszczepić zdrowe relacje z pieniędzmi?

ET: To jest dokładnie tak samo, jak z zaszczepianiem wartości: przede wszystkim my musimy dawać przykład. W pierwszej kolejności powinniśmy mieć poukładane relacje z pieniędzmi. Mam nastoletnią córkę i niespełna trzylatkę, kiedyś pomyślałam: „Ojej! W zasadzie moi rodzice nie mieli bardzo dobrych wzorców. Moi dziadkowie tym bardziej. Mojej prababci został zabrany sklep, więc taki wzór przedsiębiorczości był u nas bardzo długo w rodzinie obciążony lękiem i niepokojem”. Dużo było stereotypów, związanych z pieniędzmi, więc pomyślałam sobie: „w zasadzie jestem pierwszym pokoleniem, które może to zmienić i być może moje córki będą już wchodziły w świat z poczuciem, że wszystko jest możliwe, że pieniądz jest tylko narzędziem”. Mam nadzieję, że mi się to udało i udaje. Czuję misję, że my rodzice tego pokolenia mamy tutaj coś do zrobienia.

R: Rozmawiamy o pieniądzach i bogactwie, ale niejedna rodzina właśnie boryka się z problemami finansowymi. W jaki sposób możemy rozmawiać z dziećmi o braku pieniędzy?

ET: Prawdziwie, ale bez przerzucania na dzieci swoich ogromnych emocji. Dzieci są niezwykle czujne, dokładnie wiedzą, że coś dzieje się nie tak, gdy pojawiają się jakieś problemy. Natomiast bardzo często nie rozumieją, o co chodzi i potrafią brać na siebie odpowiedzialność. Dlatego dobrze jest rozmawiać z dziećmi: „Posłuchaj kochanie, jest teraz taka sytuacja, że tatuś stracił pracę. Przez chwilę będzie trudniej, przez chwilę nie będziemy mogli kupić wszystkiego, co byśmy chcieli, ale panujemy nad sytuacją, tata szuka nowej pracy, wszystko będzie w porządku, szukamy rozwiązania”. Dajemy dziecku sygnał: „Jesteśmy zdenerwowani, jesteśmy w napięciu, bo coś trudnego dla nas się wydarzyło, ale nie ma to związku z tobą i kontrolujemy tę sytuację”. Bardzo istotne jest, żeby pokazywać dzieciom, że tak naprawdę kwestia „nie mam pieniędzy” to jest kwestia „wybieram coś innego”. Jeżeli mama np. jest pielęgniarką, kocha tę pracę, jest to praca niezwykle potrzebna społecznie, ale w naszych realiach nie jest ona dobrze opłacana, podobnie jak praca nauczyciela, to można dziecku wytłumaczyć: „posłuchaj, niektórzy dostają bardzo dużo pieniędzy w pracy, ja z kolei spełniam inne potrzeby, mam uznanie, poczucie, że wnoszę coś dobrego dla świata. Wybieram też takie wartości. Niestety u nas w kraju za tę pracę jest mniej pieniędzy, jest to moja świadoma decyzja”. Myślę, że dzieci wtedy lepiej rozumieją i mogą przestać opierać swoje poczucie wartości o to, że czegoś nie mamy. Nie mamy nie dlatego, że nas nie stać, ale nie mamy dlatego, że taki był nasz wybór, wolimy np.: więcej czasu spędzać z rodziną, nie chcemy poświęcać wszystkiego pracy, nie chcemy przenosić się do innego miasta – są to konsekwencje pewnych wyborów, często dla nas bardzo korzystnych.

R: Dzieci nie potrafią odróżnić tego, czego naprawdę potrzebują od tego, czego chcą. Ta umiejętność jest niezwykle przydatna w podejmowaniu trafnych wyborów finansowych. Jak nauczyć dzieci odróżniać potrzeby od zachcianek?

ET: Po pierwsze, dając przykład. Mam sposób, który świetnie działa z moją nastoletnią córką. Mamy tzw. „zasadę jednej nocy”: kiedy chcemy coś kupić, to dajemy sobie noc na przemyślenie tej sprawy. Jeżeli następnego dnia ta rzecz jest naprawdę nadal dla mnie ważna, nie mogę przestać o niej myśleć, jestem skłonna coś innego poświęcić, żeby ją mieć, to uznaję, że to jest bardziej z kategorii potrzeby. Jeżeli natomiast nie pamiętam o tym albo przychodzi otrzeźwienie, wyszłam ze sklepu i okazało się, że już tak intensywnie o tym nie myślę, to znaczy, że to była zachcianka. Dobrze jest pokazywać dzieciom, że nie można mieć wszystkiego naraz: „Możesz dostać teraz zabawkę, o której marzysz, ale jeśli chcesz jeszcze rolki to znajdziemy jakiś sposób, żebyś je dostał, ale w innym czasie”.

R: Albo jakiś sposób na to by chociaż spróbować na nich pojeździć.

ET: Tak! Rolki można pożyczyć od kogoś i sprawdzić, czy na pewno spodobają się dziecku i czy będzie chciało ich używać. Możemy też przymierzyć je w sklepie, trochę pojeździć, a potem zastanowimy się co dalej.
R: Program Smart Start powstał, aby pomóc rodzicom w edukacji finansowej dzieci, w wychowaniu ludzi przedsiębiorczych. Co według Pani jest gwarancją dobrego startu? Czy ma Pani jakieś sprawdzone metody na rozwijanie przedsiębiorczości dzieci?

ET: Moją sprawdzoną metodą, co do której jestem stuprocentowo pewna, jest trzymanie się jednej ważnej zasady – pozwalać dzieciom próbować, tzn. nie robić za nie, nie zniechęcać ich: „nie poradzisz sobie, popatrz, to jest za wysoko”, raczej stać z boku i czekać, aż dziecko poprosi nas o pomoc. Mam bardzo dużo doświadczeń z moją córką oraz z dzieciakami znajomych i widzę, że życzliwe asystowanie „ja jestem, chcesz, to spróbuj to zrobić” jest bardzo cenne dla dziecka. Nie wtrącam się w to, co dziecko robi. Oczywiście nie w momencie, kiedy coś zagraża jego bezpieczeństwu, wszystko w rozsądnych granicach. Bardzo często dzieci same dochodzą do pewnego poziomu, i mówią: „o, tyle zrobiłem, a teraz już nie daję rady, ciociu pomóż (czy mamo pomóż)”. Wtedy podaję rękę, dzieciak sobie radzi dalej sam, i schodząc ze zjeżdżalni czy drabinek mówi „dałam radę”, a nie „ktoś zrobił za mnie”, czy „ktoś mnie przymusił”. Druga zasada, która wydaje mi się bardzo ważna: nie zawstydzajmy naszych dzieci. W Polsce mamy sposób wychowania, pokutujący od pokoleń, polegający na zawstydzaniu i mówieniu dzieciom, co z nimi jest nie tak czy porównywaniu ich do lepszych dzieci. Gdy pracuję już z dorosłymi osobami, które są przedsiębiorcami, głównie kobietami, to dużo jest w nich blokad związanych właśnie z byciem zawstydzonym, z nieumiejętnością i niechęcią do pokazania na zewnątrz siebie i owoców swojej pracy. Są to osoby ogromnie wrażliwe na krytykę i mam poczucie, że to jest naprawdę cierpki owoc ich dzieciństwa.

R: To w jaki sposób dziecku pomóc w znalezieniu tej właściwej drogi? Co robić, żeby je motywować?

ET: Bardzo wierzę w pozytywną motywację, czyli mówienie, co jest w porządku i co mi to daje, jak ja się z tym czuję, że coś np. robisz. Nie wierzę w ogólnikowe: „jesteś wspaniały”, „jesteś super”, bo to trochę buduje niezdrowe poczucie wartości, dzieci też nie do końca w to wierzą. Jeżeli powiem np.: „o rany, Alicja, weszłaś dzisiaj na czwarty szczebel, a wczoraj wchodziłaś na trzeci. Jestem z ciebie bardzo dumna”, to jest to konkret. Dziecko dokładnie wie, za co jest pochwalone, widzi, jakie mam z tym związane emocje. Czasami pytam: „Alicja, cieszysz się? Udało ci się wejść na te drabinki, jeszcze tydzień temu na nie w ogóle nie wchodziłaś”. To są bardzo konkretne fakty czy spostrzeżenia, dotyczące tego, co dziecku udało się zrobić, związane z naszymi emocjami. Pytania o emocje dziecka, jego odczucia, również w przyszłości znakomicie procentują.

R: Również w przedsiębiorczości.

ET: Zdecydowanie, dlatego, że dzieci potem chętnie próbują nowych rzeczy. Nawet moja niespełna trzyletnia córeczka już sama sobie zaczyna komentować. Robi coś nowego i mówi: „Tutaj mi się nie udało, ale może spróbuję tak. I może się uda.” To jest naprawdę bardzo zabawne.

R: Dziękuję bardzo za rozmowę.

ET: Ja też dziękuję.