Jednodniowy urlop w tropikach
Rodzinna wycieczka do Palmiarni
Jesienny marazm
W czasie deszczu dzieci się nudzą… Podobno. Śpiewali tak artyści z Kabaretu Starszych Panów. Powtarzają to rodzice, gdy jesień daje pstryczka w nos i zamiast złotego września mamy deszczowy listopad. Panie przedszkolanki też narzekają i głowią się: jak tu uatrakcyjnić ten nieciekawy (czy też „ciekawy inaczej”) czas?
Rzeczywiście zima jakby już wisi w powietrzu. Chociaż do jej kalendarzowego początku jeszcze sporo czasu. Jesień niby trwa, ale odchodzi i pozostawia żal, że mało jej było w tym roku. Mamy dopiero połowę października, ale dni są już krótkie, poranki i wieczory chłodne, a światła słonecznego jak na lekarstwo. A jak najprościej uchronić się przed zrzędzeniem, gdy niebo coraz częściej wydaje się ołowiane, ciężkie, ponure?
Zasilany prądem narkotyk
„Wcisnąć dziecku tablet do ręki!” – odpowiedzą entuzjaści elektronicznych niań. A może nazwijmy rzeczy po imieniu i porównajmy smartfon w rękach kilkulatka do… narkotyku zasilanego prądem.
Za ostro? W dużym uproszczeniu? Ciemnogród? Być może. Ale czuję wewnętrzny sprzeciw, gdy widzę dzieci tępo wpatrzone w ekran, bezmyślne, zaburzone w rozwoju fizycznym, z obniżonym umiejętnościami społecznymi. Często cyniczne. Niejednokrotnie znieczulone na krzywdę w realnym życiu. A dodatkowo niezadowolone z tego, co mają, bo reklamy celowo podsycają ich potrzeby.
Kreatywny rodzic
Tak, tkwię jeszcze „w średniowieczu”, a moje dzieci nie mają tabletu ani smartfona. Nie dostają pilota do telewizora na każde zawołanie. A z komputera korzystają od wielkiego dzwonu (naprawdę wielkiego).
Nie przekonują mnie argumenty o rzekomo edukacyjnym charakterze wirtualnej rzeczywistości. Wierzę, że dziecko do właściwego rozwoju nie potrzebuję świecąco-wyjących zabawek do klikania ani angielskiego w słuchawkach, tylko kreatywnego rodzica. Mądrego, mającego czas, chętnego do rozmów, słuchającego z uwagą, pokazującego bogactwo i różnorodność świata.
No i lubiącego sobotnie wycieczki!
Jeśli traktujemy dzieci jako swego rodzaju utrudnienie w codziennym życiu, to robimy wszystko byle nam za bardzo nie przeszkadzały. I tu przychodzą nam – zmęczonym i zabieganym rodzicom – z pomocą telewizory czy tablety. Kolorowe, atrakcyjne, wielofunkcyjne.
A ja chcę, żeby moje dzieci potrafiły się cieszyć z drobnych rzeczy, żeby doceniały piękno świata, zachwycały się jego bogactwem. Wiem, brzmi pompatycznie i górnolotnie, ale naprawdę zmierzamy do tego, że tylko tablet będzie potrafił zapewnić rozrywkę.
Więc gdy za oknem szaro, buro i ponuro, kiedy ciepłe łóżko kusi, by poleżeć dłużej, ja zapraszam do palmiarni. Jest ich w Polsce kilka: w Poznaniu, w Zielonej Górze, w Łodzi, w Wałbrzychu. Ja zachęcam tym razem do odwiedzenia tej w Gliwicach. Świetne miejsce do bycia razem, do aktywnego spędzania czasu wspólnie, do zadawania pytań i szukania odpowiedzi, do wąchania, do patrzenia.

Piękny, tajemniczy, wręcz zaczarowany ogród
O tym, że wizyta w palmiarni to niezwykła lekcja botaniki, nie trzeba nikogo przekonywać. Niezależnie od pory roku tu jest ciepło. I zielono. Z a w s z e kwitną i owocują drzewa, krzewy i kwiaty.
Palmiarnia to oczywiście rodzaj wysokiej szklarni przystosowanej do uprawy i eksponowania palm w strefie klimatu umiarkowanego. W szerszym znaczeniu generalnie roślin osiągających duże rozmiary i pochodzących z ciepłych krajów.
Spacer wśród bogatej roślinności różnych stref klimatycznych daje namiastkę wakacji w tropikach. Warto wspomnieć, że obiekt jest w pełni dostępny także dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich.


Palmiarnia w Gliwicach
Dziś powierzchnia Palmiarni wzrosła do około 2000 m2. Najwyższy pawilon mierzy 22 m. Takie wymiary pozwalają na dalszy rozwój palm, z których trzy towarzyszą Gliwiczanom prawie od stu lat, bo od 1924 roku.
Na niektórych roślinach wiszą tabliczki z hasłami w stylu: „Mam już ponad 200 lat”. Ten czasownik w pierwszej osobie sugeruje pewną personifikację przyrody, nadaje jej cechy ludzkie. I nie jest to znów aż takie bezpodstawne, bo przecież za zakrętem można podziwiać rośliny… mięsożerne. Niby małe i niepozorne, a jednak posiadają zdolność wabienia, chwytania i trawienia owadów. W naturze nawet ptaków czy drobnych płazów.
Obok rosiczki, muchołówki czy dzbanecznika posadzono storczyki. Z kolei ta grupa roślin – skądinąd najliczniejsza w królestwie roślin, bo obejmująca 25 tysięcy (!) gatunków – pojawiła się na ziemi na początku trzeciorzędu, czyli 60 milionów lat temu. (A smartfon dopiero kilka. Ciekawe pytanie: które z nich przetrwa kolejne setki lat???)

Pięć pawilonów tematycznych
Palmiarnia jest podzielona na kilka obszarów. W pierwszych czterech (1. roślin użytkowych, 2. tropików, 3. historyczny, 4. sukulentów) oprócz egzotycznych roślin, znajdują się również terraria z gadami, klatki z egzotycznymi papugami i kanarkami. Piąty, najnowszy, oddany do użytku pięć lat temu, to ekspozycja wielkich akwariów prezentujących cztery środowiska słodkowodne: Amazonię, Tanganikę, rzeki Polski, rzeki Azji południowo-wschodniej.
Naszym dzieciom podobało się bardzo. Nawet to „brązowe” akwarium pokazujące polskie rzeki. Na tle pozostałych – nam dorosłym – wydawało się szare, bez kolorów, nijak nie przystające do bardzo barwnych akwariów rodem z Afryki czy Ameryki Południowej. A nasi kilkulatkowie byli oczarowani, bo NAGLE zwykła rzeka widziana wiele razy zaczęła im się kojarzyć z TYLOMA różnymi rybami.
I właśnie to spojrzenie na otaczającą nas przyrodę jest bezcenne! Żadna aplikacja ekologiczna na telefon tego nie uświadomi!

Ale to dopiero na końcu. A co wcześniej?
Dla większości zwiedzających to pewnie pierwsza okazja, żeby zobaczyć na własne oczy, na czym rośnie banan, co to dokładnie jest kawa, czy pomarańczę można pomylić z cytryną, skąd bierze się awokado, jak wygląda pieprz, jak wanilia, a jak gałka muszkatołowa czy inne jeszcze przyprawy. Na co dzień nie widzimy ich przecież „w całości”, bo wykorzystujemy jedynie ich „części”.

Na półmetku zwiedzania goście Palmiarni mogą odpocząć w altankach, w cieniu papirusów, przy szumie kaskady, podziwiając kanarki, legwany, kamelony lub niepozorne liściaki (za to bardzo intrygujące przy drugim spojrzeniu, i trzecim, i kolejnych)
Natomiast dwupoziomowy pawilon sukulentów to raj dla miłośników kaktusów. Jest ich tu około dwóch tysięcy. Oczywiście zróżnicowanych pod względem wielkości, kształtu i budowy. Znajdziemy zarówno kilkumetrowe okazy, jak i niewielkie „żywe kamienie”, czyli litopsy.
Pamiętacie z biologii w liceum zjawisko mimikry? To właśnie upodabnianie się do otoczenia. Tutaj akurat, żeby nie być zjedzonym przez zwierzęta w okresie suszy.
Generalnie wszystkie zgromadzone tu rośliny łączy zdolność gromadzenia wody. Pracownicy dbają o niską wilgotność powietrza i podłoża.

Rada na koniec
Dla tych, którzy – mimo szczerych chęci – nie umieją się dogadać z teściową. Niech zrobią zdjęcia „fotela teściowej”. Przy kolejne sprzeczce tylko zerkną na fotografię wielkiego kaktusiska i… nastrój na pewno im się poprawi. Kto widział, ten wie.


Żadna część jak i całość artykułów oraz materiałów publikowanych na stronach portalu Smart Start nie może być powielana, przetwarzana i rozpowszechniana w jakikolwiek sposób bez wcześniejszej zgody Wydawcy.
Jakiekolwiek wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Wydawcy jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Komentarze (0) + Nowy komentarz