Co było dziś w szkole?

Jak zbudować prawdziwy dialog z dzieckiem

Co było dziś w przedszkolu? – Nie pamiętam. Jak tam w szkole? – Dobrze. Większość rodziców zna te błyskawiczne dialogi, kończące się na dobre, zanim jeszcze się zaczęły. A przecież chcemy być w świecie naszych dzieci, chcemy wiedzieć, co im się przytrafia, kiedy są poza domem, chcemy usłyszeć, jak im minął dzień – i chcemy słyszeć to od nich. Czy można pokierować rozmową tak, by wyjść poza standardowe, zbywające odpowiedzi?

Prawo do decydowania

Fundamentem takiej rozmowy jest uszanowanie dziecięcego prawa do decydowania, czy – i jak – chce się w nią włączyć. Zanim zaczniemy zastanawiać się, jak zapytać, aby uzyskać interesującą nas odpowiedź, warto zapytać samych siebie: czy jesteśmy gotowi wycofać się, jeśli dziecko nie ma ochoty opowiadać?

Czy dajemy mu prawo do posiadania własnego świata, do przecedzania przeżyć i udostępniania światu tylko tych, którymi chce się podzielić?

To naturalne, że zastanawiamy się, co porabiają nasze dzieci, gdy nie są z nami. Ciekawość ta zaprasza do dialogu, o ile idzie w parze z otwartością na to, co wnosi do niego dziecko.

Może zamiast opowiadać, co było na obiad, woli szczegółowo odtworzyć przebieg zabawy z przyjacielem. Zamiast przytaczać pytania, jakie padły na sprawdzianie, woli ograniczyć się do opowieści o tym, co robiło podczas przerwy.A może w ogóle nie chce rozmawiać, tylko pobyć w milczeniu i odreagowywać dzień w bezpiecznym domowym środowisku.
Uznanie dziecięcego prawa do decydowania o włączeniu się w rozmowę – bądź nie – przyniesie więcej spokoju i zaufania obu stronom.

Słuchanie zamiast przesłuchania

Kiedy wracam do domu – zwłaszcza po wyjątkowo trudnym dniu – ostatnie, czego chcę, to grad pytań.
– Jak ci poszły warsztaty? Ile osób było? Jak poszło to trudne ćwiczenie, którego się obawiałaś? Czy ludzie byli zadowoleni? I tak dalej…

Takie pytania wybijają mnie z komfortu powrotu i zmuszają do pozostania w męczącej czujności; ponadto utrudniają opowiedzenie o tym, co w danej chwili dla mnie ważne, kierując rozmowę na z góry ustalone tory. Kończą się wymianą informacji, ale nie autentycznym zaangażowanym dialogiem.

Na szczęście mój mąż intuicyjnie wie, jak poruszać się w tym kruchym świecie. Zaparza herbatę, rzuca stwierdzenie: „Wyglądasz na zmęczoną” lub zapraszająco pyta: „Ciężki dzień?” i…słucha. Tworzy w ten sposób przestrzeń, w której rodzi się dialog. Niekoniecznie opowiadam wtedy o tym, co się wydarzyło – czasem chcę sobie po prostu z nim pobyć, czasem chcę dowiedzieć się, jak potoczył się jego dzień. Czasem jestem gotowa do podzielenia się sobą od razu, natychmiast, czasem wracam do jakiejś sytuacji dopiero po kilku godzinach, a nawet dniach.

To doświadczenie jest moim drogowskazem w relacjach z naszymi dziećmi. Czasem wracają rozszczebiotane jak wróbelki i zasypują mnie opowieściami, czasem milczą, czasem od razu zabierają się do swoich zabaw i domowych zajęć. Pytania z mojej strony są zbędne: jeśli dziecko chce o czymś opowiedzieć, opowie i bez nich. Jeśli nie chce, odpowie monosylabami. Jeśli zaś chciałoby, ale jest mu trudno, grad pytań przysypie i bezpowrotnie pogrzebie tę tlącą się iskierkę.

Bezpieczna przestrzeń

Słuchanie oznacza też powstrzymanie się od ocen i sądów. Jeśli dziecko, otwierając się na kontakt z rodzicem, będzie doświadczać z jego strony napomnień, ocen, korygowania i moralizatorskich kazań, szybko przestanie odkrywać swoje wnętrze. Słuchanie oznacza otwartość na to, co wnosi druga osoba. Nawet jeśli dziecko opowiada o przykrości, którą wyrządziło drugiej osobie (świadomie bądź nie), warto ugryźć się w język, zanim ocenimy dane zachowanie. Dopytajmy z przyjaznym zainteresowaniem, co spowodowało jego reakcję, co zrobiła tamta osoba, jak dalej potoczyły sie sprawy. Takie pytania często pomagają dziecku dostrzec szerszy kontekst i zauważyć ewentualne krzywdy. Jeśli nie – zawsze można do tego wrócić później. Teraz dziecku przede wszystkim potrzeba bezpiecznej przestrzeni na bycie wysłuchanym. Taka postawa rodzica budzi zaufanie.

Pytania, które otwierają

Myślę, że wcale nie tak rzadko dzieci chciałyby opowiedzieć, jak minął im dzień, ale przecież tyle się wydarzyło, od czego zacząć? Dobrze postawione pytanie pomaga rozpocząć wartką rozmowę. Najwięcej o swoich dzieciach dowiaduję się podczas wieczornego rytuału trzech pytań. Wydaje się, że to pomocny rytuał, bo jeśli zdarza mi sie o nim zapomnieć, dzieci same dopominają się odtworzenia go.

Pytam więc:

  • Co dziś było dla ciebie dobrego/miłego/fajnego/przyjemnego? (określenia stosowane wymiennie)
  • Co dziś było trudnego?
  • Czy było coś smutnego lub śmiesznego?

Te pytania są tylko kluczem, który ma otworzyć ewentualny dialog. Ani ich ilość, ani kolejność ich zadawania, ani nawet konkretne określenia nie są obligatoryjne – chodzi o autentyczne zaciekawienie tym, co ma w sobie dziecko.

Wieczorne rozmowy, oprócz dostarczania informacji (co wydaje mi się celem bardzo podrzędnym), dla rodzica są okazją do pogłębienia więzi, do zanurzenia się w świat dziecka, do zobaczenia mijającego dnia jego oczami. Dziecku zaś dają możliwość ujrzenia całości – kiedy przeżywało trudne chwile, było w nich zanurzone; kiedy się cieszyło, cieszyło się całym sobą; teraz ma okazję dostrzec, że i te trudne, i te wesołe momenty były tylko elementami całego dnia, że życie składa się z takich i takich chwil. To odkrycie ważne dla rozwoju emocjonalnego dziecka i dla coraz lepszego radzenia sobie z emocjami.

Bywa i tak, że właśnie wieczorem możemy wyjaśnić sobie jakieś spięcia, do których doszło między nami, a na wyjaśnienie ich zabrakło czasu w ciągu dnia.

Powyższe pytania nie są zarezerwowane wyłącznie na wieczór. Możemy w ten sposób dopytywać o to, jak minął czas w szkole/przedszkolu i dowiedzieć się, co jest ważne w oczach dziecka. O tym, jak poszedł sprawdzian, powie nam ocena. O zjedzonym obiedzie dowiemy sie z pewnością od pani w przedszkolu. O tym, co istotne dla naszego dziecka, możemy dowiedzieć się tylko od niego.

Opowiedzieć o sobie

Kiedy moja córka chodziła do przedszkola, nie lubiła, a może nie umiała opowiadać, jak minęło jej każde spędzone tam sześć godzin. Uwielbiała natomiast słuchać, jak ja je spędziłam. Celebrowała zwłaszcza te momenty, w których pojawiała się jej osoba – gdy np. orientowałam się, że już pora odebrać ją z przedszkola i mówiłam do młodszej córki: „Musimy iść już po twoją siostrzyczkę do przedszkola, ubierajmy się!”

Jeśli rozmowa ma służyć odnawianiu relacji po takim krótkim rozstaniu, taka jej wersja spełniała swoje zadanie znakomicie.

Każdy człowiek w inny sposób odreagowuje swoje przeżycia. Jedni potrzebują o nich rozmawiać i układać je w sobie na nowo; inni wolą zatrzymać je w swoim wnętrzu, milcząc w towarzystwie bliskiej osoby.
Nie mamy wielkiego wpływu na to, który sposób będzie bliższy naszemu dziecku. Każdego dnia jednak można budować w nim poczucie, że – jeśli zechce – może opowiedzieć nam o wszystkim. A jeśli nie zechce, to też jest w porządku.