Nostalgia za tym, co minęło
Rodzinne zwiedzanie Dworu w Dołędze
Na 18 maja przypada Międzynarodowy Dzień Muzeów. Jako miłośniczka muzeów wszelkiej maści postanowiłam podzielić się dziś spostrzeżeniami na temat miejsca, w którym czuję się szczególnie dobrze. Chciałabym Państwa zaprosić do niepozornego (ale nie nudnego!) Dworu w Dołędze. Jest on usytuowany w malowniczej okolicy niedaleko Tarnowa. Ciekawa rodzinna wycieczka gwarantowana!
Przepych nowoczesnych muzeów
W ciągu ostatniej dekady otworzono w Polsce wiele muzeów interaktywnych. Są dostosowane do potrzeb turystów XXI wieku. Mają pierwszorzędną reklamę. Mieszczą się w nowoczesnych gmachach. Nie o nich jednak będzie dzisiejszy wpis.
Nie będę pisać ani o imponującym Centrum Nauki Kopernik (choć polecam!), ani o wzruszającym do granic możliwości Muzeum Powstania Warszawskiego (a byłam po wielokroć i wciąż mi mało), ani o równie nowoczesnym Centrum Solidarności w Gdańsku (nie można pominąć, spędzając urlop nad morzem), ani o interaktywnym Muzeum Piernika w Toruniu, ani o innych placówkach, które trafiają na listy TOP 10.
Każde z tych miejsc i im podobnych gości codziennie tłumy ludzi, także rodziców z dziećmi: mniejszymi, starszymi, z młodzieżą. Jest wyposażone w nośniki multimedialnych treści, dzięki czemu zwiedzanie nie jest monotonne, można chłonąć rzeczywistość wszystkimi zmysłami: oglądać filmiki, przerzucać fotografie, odsłuchiwać nagrania archiwalne, dotykać, wąchać, badać.
To jest piękne, wartościowe, mądre wykorzystanie postępu technologicznego. I chociaż lubię te miejsca i chętnie do nich wracam, to jednak nie one przyszły mi na myśl, gdy przeczytałam o Międzynarodowym Dniu Muzeów.
Miejsce, które łatwo przeoczyć
Pomyślałam bowiem o szlacheckim dworze w Dołędze, skromnym, położonym na trasie z Krakowa do Sandomierza. Mogłoby się wydawać, że niemalże na krańcu świata, bo przy drodze, która zdaje się w tym miejscu kończyć.
Ponieważ dwór otacza park, miejsce jest wymarzone na rodzinną wycieczkę. Dzieci mogą się wybiegać po sezonie zimowym lub zagrać w planszówki na kocyku. W takiej bliskości z naturą od razu apetyt się wzmaga, więc warto mieć pod ręką suchy prowiant. Miejsce jest wybitnie niekomercyjne, więc budek z fastfoodami próżno szukać. Za to jabłko i banan przy stoliku pod siedmioma lipami smakują wybornie!

Garść informacji architektonicznych
To XIX-wieczny budynek drewniany, pierwotnie modrzewiowy, pokryty pobielonym tynkiem. Ma dwuspadowy dach, kryty gontem. Z przodu znajduje się ganek oparty na dwóch filarach. Być może właśnie z tego powodu bywa nazywany „Nadwiślańskim Soplicowem”.
Na pierwszy rzut oka wygląda na niewielki, ale został zbudowany na planie podkowy. Były to bowiem burzliwe czasy rabacji chłopskiej w Galicji i nie chciano drażnić bogactwem chłopów i tak podjudzanych przez austriackie władze.

Układ muzeum oraz zbiory
Od frontu znajdują się trzy reprezentacyjne pomieszczenia: jadalnia oraz po bokach: salon i pokój dzienny. We wnętrzach zgromadzono oryginalne XIX-wieczne meble. Zwracają uwagę akcenty niepodległościowe. Naszym dzieciom najbardziej podobały się: dziecięcy wózek sprzed lat oraz maszyna do szycia, która przypomina raczej sekretarzyk.
W głębi – pokój profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, Michała Siedleckiego, biologa i podróżnika ożenionego z córką kolejnych właścicieli dworu, a wreszcie sypialnia kobieca z charakterystycznym wyposażeniem i meblami.
Naprawdę zachęcam do odwiedzenia tego muzeum. Szczególnie, jeśli macie Państwo mniejsze dzieci. Teren parku jest ogrodzony. Przed werandą snują się ospale udomowione koty. Opiekunowie placówki – sympatyczni, przyjaźni młodzi ludzie – mają ogromnego, ale łagodnego psa, który uwielbia dzieci. Wszędzie panuje błoga cisza. O ile oczywiście pociechy nie zagłuszą jej żywym temperamentem i dziecięcą potrzebą eksploracji nowych miejsc…



Korzyści płynące z rodzinnego podróżowania
Z własnego doświadczenia wiem, że w pracujących zawodowo (i dojeżdżających do pracy) rodzicach rodzi się sobotnia pokusa zostania w domu. Bo tak „wygodniej, taniej, łatwiej”. Jednak zapewniam, że im więcej podróży z całym kieratem za nami, tym lepiej jesteśmy zorganizowani. Naprawdę bardzo szybko wspólne wyprawy stają się bezproblemowe.
Nie tylko dla organizujących wszystko rodziców, ale też dla maluchów. Uczą się na przykład, że w aucie trzeba czasem po prostu posiedzieć, choć chce się wyjść albo że o „siku” trzeba mówić wcześniej, bo akurat w ostatniej chwili może nie być możliwości na postój.
Zresztą czas spędzony w samochodzie też może okazać się rodzinny. My wozimy zeszyt do ćwiczeń logopedycznych (w domu jakoś nigdy nie ma czasu…). Poza tym zadajemy zagadki, opowiadamy legendy, słuchamy audiobooków (a potem się z nich przepytujemy).
I jeszcze jedna ważna dla mnie rzecz. Być może najważniejsza. Staramy się tak organizować wycieczki, żeby każdy miał coś dla siebie: i rodzice, i dzieci, bo przecież każdy w rodzinie jest ważny. Wydaje nam się błędem podporządkowywać wszystko dzieciom, zupełnie jakby rodzice się nie liczyli.
A już sobotnie pytanie kilkulatka zaraz po przebudzeniu: „To gdzie dziś ruszamy?” BEZCENNE!




Dwór w Dołędze
Dołęga 10
32-821 Zaborów
dolega@muzeum.tarnow.pl
tel. 14 671 54 14
Żadna część jak i całość artykułów oraz materiałów publikowanych na stronach portalu Smart Start nie może być powielana, przetwarzana i rozpowszechniana w jakikolwiek sposób bez wcześniejszej zgody Wydawcy.
Jakiekolwiek wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Wydawcy jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Bardzo dziękuj za ten wpis!!
Inspirujący, wyciszający, skłaniający do własnych wspomnień, motywujący do zaplanowania kolejnych podróży 🙂
Sama kiedyś się zastanawiałam, czy na sale muzealne nie wkracza zbyt wiele wynalazków współczesności: multimediów i interaktywności???
– nie ma tu miejsca na kontemplację, zamyślenie, znaki zapytania
(gdzie audioprzewodniki regulują czas spędzony przez nas przy poszczególnych dziełach)
A ja nie chcę być muzealnym KLIENTEM, mam potrzebę na ciszę czy/i na zwykłą/niezwykłą rozmowę (chociażby z Kustoszem – czy to może już ginący ‚gatunek’??). W imię tych doświadczeń zgodziłabym się nawet na wciskane na nogi kapcie 😉
Ale – jak można przeczytać – wcale nie trzeba wracać do kapci i sztampy -a można spędzić wyjątkowe chwile w miejscu, które łagodnie przenosi w inny czas i ukaże przed nami całą swoją magię!!
Zainspirowani opowieścią o skansenie w Nowym Sączu, spędziliśmy tam cudowną sobotę. Teraz mamy inspirację na kolejny weekend. Czekamy na dalsze ciekawostki dostępne dla rodziców z małymi brzdącami!
Po opisiie, musimy się koniecznie wybrać, w drodze do Sandomierza. Niezwykle ciekawy pomysł, aby ćwiczyć logopeda w drodze. Połączenie przyjemnego z przytecznym. Dziękuję za sugestie
Przeczytałam. Emilko, gratuluję. B.ciekawie napisane, dobre zdjęcia. Naprawdę zachęca do zwiedzenia, ale też pokazuje, jak mądrze i przyjemnie można spędzić czas z rodziną. Będę Cię uważała za swojego przewodnika po atrakcyjnych miejscach. Pozdrawiam. Marta J.